Cztery miesiące przeżyte na innej planecie. W miejscu mi obcym, w środowisku mocno niefascynującym, niemoim, a przez to może właśnie fascynującym. Zajmując się czymś, co bez reszty zajmuje, a nawet brzydko powiedziałabym kradnie czas bez opamiętania, w większości niestety bezsensownie i bezcelowo.
Z ludźmi, którzy stopniowo stają się coraz bliżsi, siłą rzeczy.
Dlatego umknęły przemilczanie następujące produkty kultury:
Ruchome obrazki:
Wałęsa. Człowiek z nadziei. Andrzeja Wajdy
Plastikowo o najnowszej historii kraju własnego, do śmiechu i nie, ale dynamicznie i żeby zadać sobie ważne pytania.
Papusza. Joanna i Krzysztof Krauze
Dzikość i wolność, bliskość natury, egzotyka, ale i pełnia nieszczęścia... Melancholijne, smutne piękno.
Los ninos salvajes. Patricia Ferreira
Żeby uciec rzeczywistości, odprężyć się, zanurzyć w pewnej narracji,
a jednocześnie obcować z castellano.
Słowo pisane:
Outliers. Malcolm Gladwell
O sukcesie, ciężkiej pracy, znaczeniu inteligencji... Jak myśleć wbrew schematom. Bardzo pouczające!
Więcej nie pamiętam...
Pamiętam tylko stres i obciążenie, wspólną naukę, która wychyla się na prowadzenie w szeregu wyniesionych z obecnej sytuacji wartości. Pamiętam codzienne przejazdy na rowerze, szczególnie te w słoneczne, bezwietrzne poranki, i błogosławieństwo tegorocznej bezśniegowej zimy. Pamiętam wegetację też w weekendy, bo przecież tego czegoś w takiej przestrzeni życiem nazwać nie można..
Brukselę...i Paryż, dzięki Bogu na weekend! ..
Więc tak, 2013 przyniósł rozstrzygnięcia, temu zaprzeczyć nie można. Czy aby w dobrą stronę?
Suscribirse a:
Enviar comentarios (Atom)
No hay comentarios:
Publicar un comentario