30.5.08

Moja czwarta droga do pracy

Wczoraj zdarzylo mi sie pojechac do tej czesci miasta, w ktorej do konca marca miescilo sie biuro naszego stowarzyszenia. Wracajac droga, ktora pokonywalam kazdego dnia owego czasu, wpadlam w nastroj bardzo sentymentalny. Wspominajac.....

1. Pierwsza droga prowadzila z wiezowco-akademika "International Guests House" w okolicy uniwersyteckiej, takiej troche bardzo post-komunistyczno-blokowo-klockowej, przez dzielnice domkow jednorodzinnych (ach te wille, ktorym udalo sie jakims cudem zachowac przed bombardowaniem tej nieszczesliwej dla Drezna nocy), nastepnie przez tzw. Großer Garten (Duzy Ogrod) - co akurat bylo najbardziej przyjemnym odcinkiem. GG to ogromy park w srodku miasta, teren zielony z palacykiem centralnie usytuowanym, symetrycznie uporzadkowany - ale czesciowo lesny i polny. A potem ponownie czekal powrot do rzeczywistosci, czyli miedzy blokami a domkami, domkami a blokami itd.

2. Druga droga wiodla z Alaunstr. w Neustadt, czyli dzielnicy, ktora poznalam podczas piewrszego weekendu w Dreznie i od razu wiedzialam, ze to bedzie moj adres....
Tej drogi nie uzywalam zbyt dlugo, gdyz okazalo sie, ze nie wszystkie chraktery jestem w stanie znisc jako wspollokatorow....Ale lubilam (i lubie!) Alaustr. , glowna arterie Neustat, z malymi ciekawymi sklepikami, starymi kamienicami, klubami, pasazem sztuki itp. Wtedy juz zaczelam zjezdzac nad Labe przy Rosengarten (Ogrodzie Rozanym) i mknac w strone mostu Blaues Wunder (Niebieski Cud) po lewej stronie, pod winnicami i starym murem palacow, ktore tworza czesc Dziedzictwa UNESCO Drezna. Rowerem po starym bruku....osobliwa przyjemnosc....Wyboje wynagradza niewielki port, obok ktorego przejezdza sie pod koniec oraz stadnina w soczystej zieleni.....Powrot po drugiej stronie rzeki. Szeroka laka, z wspanialym horyzontem i pachnacymi trawami, ale wietrzna, wiec na tym antycznym rowerze to czesto walka z sama soba....Szczegolnie podczas burzy snieznej (przypadek odosobniony).

3. Z Martin-Luther-Str. wlasciwie jezdzilam podobnie jak z Alaunstr, z niewielka modyfikacja na poczatku. Znam brzeg Laby o kazdej porze roku, przy kazdej pogodzie....
Najlepiej pamietam wysoki stan wody, kiedy jechalam myslac, ze zaraz po prostu poplyne....koniec bruku oznaczal poczatek rzeki :)

4. I bach, Pieschen, cholera. Krociutenki odcinek nad Laba, niezbyt ciekawy (niedawno odkryty). Krotko i jakos tak....bez polotu....

29.5.08

"Juno" - quotes from movie

  • Juno: I'm losing my faith in humanity.
    Father: Think you can narrow it down for me?
    Juno: I guess I wonder sometimes if people ever stay together for good. (.......)
Fahter: In my opinion, thebest thing you can do is find a person who loves you for exactly what you are. Good mood, bad mood, ugly, pretty, handsome, what have you, the right person will still think the sun shines out your ass. That's the kind of person that's worth sticking with.
  • Juno:You should've gone to China, you know, 'cause I hear they give away babies like free iPods. You know, they pretty much just put them in those t-shirt guns and shoot them out at sporting events.

28.5.08

Es fehlen hier andere Sprachen, außer Polnisch, glaube ich

Hab ich so gedacht, als ich gestern ein Kommentar auf Deutsch zu meinem Text hier (ja!) gefunden habe.
Also jetzt ist die Zeit, es ein bißchen nachzuholen.
Vieles kann man sowieso verstehen, es sprechen ja Bilder und Ortsnamen für sich.
Aber meine Stimmung, meine Gedanken, meine Erlebnisse - das ist vielleicht schon etwas unmöglicher, zwischen den Zeilen auszulesen :)
So jetzt mal was für meine Germanische oder germanisierte Freunde!

Ich lebe jetzt schon über ein Jahr in Dresden, was mich vor kurzem wieder zum Denken gezwungen hat (uff!). Ich habe mich perönlich wahnsinnig entwickelt, auch geändert. Ungefähr 10 Seminare, die ich geleitet habe, Unmengen von kennengelernten Leuten, viel Reisen, neue Ortenerkundung, Sprachenverbessern.......
Wenn ich an mich vor einem Jahr denke, kann nicht glauben, dass das diese Person auch war, in der ich jetzt stecke! Meine berufliche Lage, wenn ich es so nennen soll, zwingt mich auch zum intesiven Handeln, d. h. Suchen. Ich meine, es ist zwar ganz bequem und sicher, jeden Monat quasi-Lohn kriegen, aber da ich im Moment keine Seminare auf dem Grafik habe (bis Sommer), muss ich mich so woanders nach den Jobs umschauen. So trainiere ich bewerben, in einem eingeschränten Maßen zwar, aber immerhin.
Im Verein hatten wir letztens schwierige Zeit: Büroumzug, Personalerweiterung, Einbruch, Personalwechsel....Aus diesen Gründen hat sich meine Einstellung zu der Arbeit geändert, obwohl vielleicht jetzt (seit gestern!) geht schon langsam wieder bergab...
Aber da es zeitlang bergauf ging, musste ich mich woander auspowern. Daher mein Projekt an der Ostsee mit Deutschen Jugendherbergen (schönes Reisen, nichts vom interkulturellen Austausch, hat aber trotzdem Spaß gemacht). Danach auch die verrückte Fahrt in die Türkei, nach der ich nie sein werde wie bevor.
Und dann schon wieder kurzer Besuch bei Eltern und aufladen der Baterien mit besten Fruendinnen (ech, dazu noch diese Ambiwalenz, wenn es um meine erste Heimat geht...).
Jetzt am Wochenende noch HH, dass es dann auch Spaß und Vergnügen im Leben deutlich wird....

So, grob gesehen, belaufen sich jetzt meine Abenteuer.
(Die deutschsprachigen Leser sind zur Korrektur des Textes herzlich eingeladen).

27.5.08

O Czyms Powaznym Profesjonalnie i Madrze

Chcialabym napisac, ale wciaz jestem na to za leniwa i nie zmobilizowana.
W ogole rozmiary mojego lenistwa sa ogromne.
I niezdyscyplinowania.

Bo mozna by np. o tym, dlaczego mlodzi Niemcy wynajmuja mieszkania a Polacy kupuja na kredyt.
Albo dlaczego wszyscy Turcy, ktorych spotkalam nie lubia Orhana Pamuka.
Albo jak to jest pisac podania o prace i jakie sa prywatne przykladowe statystyki (niewesole).
Albo dlaczego nie interesuja mnie wybory lokalnych wladz w Dreznie i czy oznacza to, ze jestem niezintegrowana emigrantka.
Albo dlaczego rosyjski film z 2005 roku, pt. Miasto bez slonca, ktory obejrzelismy w "Gamburgie" w kinie Metropolis, ktore niedlugo bedzie niestety zamkniete, byl - albo nie byl beznadziejny.
I tysiace innych tematow rownie ciekawych.
Dlaczego nie zostalam dziennikarka???

26.5.08

Post-Hamburg-Post





Tak, pobywalam w hanzeatykim miescie Hamburg w weekend.
Dlaczego nie?
W piatek dostalam sie tam stopem, spedzilam leniwa sobote i wczoraj wracalam troche przydlugo w wyniku wiary w dobre zamiary kierowcow, niestety naiwnej.
Towarzyszyl mi moj bardzo mi bliski towarzysz, ktory zaczyna coraz wiecej dla mnie znaczyc (jeszcze tego nie rozgryzlam, wiec nie bede upubliczniac szczegolow, ale jest nam razem cudownie).

Jak Hamburg? Minal prawie rok od mojej pierwszej tam wizyty. Zupelnie inny obraz miasta, zupelnie inny kontest mnie tam...
Miasto bardzo przyjazne, sympatyczne, kazdy moze znalezc cos dla siebie.
Alster - tak zeby posiedziec na zielonej trawce, plaza nad Laba - Blankenese (pomijajac klimat elitarnej dzielnicy....albo wlasnie na nim sie skupiajac...).
etc...

"These days to get to Blankenese from Hamburg, one often has to drive through many areas that are locally referred to as "Villenviertel" (areas of villas), which are not exactly poor or downtrodden - in fact, quite the opposite! For many people, Blankenese is also such an area: in fact one of the top addresses in Germany! Hamburg, in total, houses many millionaires and quite a few apparently live in the direction of Blankenese. Nevertheless, despite having wealthy neighbours, Blankenese, itself retains it's original quality of sea-going "normality." This point will be made very forcibly by any of the original locals, you may happen to meet, picking their way nimbly through the narrow ways of Blankenese."

19.5.08

Drezno-tutaj mieszkam?

Dzisiejszy dzien dociera do mnie jak przez mgle....Pobudka o trzeciej rano zawsze wydaje byc sie dobrym rozwiazaniem wieczorem. A wstajac przeklinam te moje pomysly. (Powrot z DG).
W pracy na szczescie musialam wyjechac na drugi koniec miasta (na rowerze) na spotkanie w szkole - wiec nie zasnelam przy ekranie komputera.
I moje notatki prasowe zaczynaja ukazywac sie w roznych gazetach! A jednak! (Wyslalam ze 30, ukazaly sie dwie, ale co tam. Z jednej z nich juz zameldowala sie uczestniczka, niech zyje Öffentlichkeitsarbeit!).
A teraz popracowalam nad podaniami o prace. Dzien jak na speedzie, ale nareszcie przelamalam ten marazm i otepialosc).

Slowo o tytule posta:
Dziwne takie przypisanie do miejsca - wracam do Drezna jak do siebie - a jednak obco....
blisko-daleko....

16.5.08

Domeczek

Wiec psychicznie odpoczywam - ad fontes.

Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy oplacalo sie przejechac 1000 km, zeby znalezc sie na dwa dni w domu - oczywiscie, ze tak!
(Niech zyje mitfahrgelegenheit/zorganizowana okazja!!!!).

Sobota byla bardzo spokojna, leniwa, duszna, lepka...rodzinna tez ale i to akurat bylo bardzo pozytywne.
Niedziela ludziowa, deszczowa, swieza/
Sister
Anetka
Malwinka / ach ten spacer na Pogorii wieczorem.......wiatr......fale....zmierzch....istotne tematy.....

15.5.08

Niemcy nie gryza/Deutschland beißt nicht


Musze przemyslec temat. Jesli publicznie sobie zadam to zadanie, to moze nareszcie osiagne jakis rezultat.
Marta mnie zmusza by wybrac zdjecia i stworzyc jakis tekst...
Jako ze olalam prawie moja drezdenska grupe fotograficzna, wypadaloby wziac sie za morde i chociaz tutaj popracowac. Walka z leniem jest bardzo bolesna....

14.5.08

Dresden Turkish stories

Rok temu wlasciwie zaczynalam pisac bloga. Czesto siedzac w biurze naszego stowarzyszenia, ktore bylo dla mnie nowe i obce...
Rok temu bylam kims calkowicie innym...
A teraz znajduje sie zupelnie gdzie indziej, zarowno fizycznie - nasze biuro zmienilo siedzibe - jak i w przenosni - rok doswiadczen, wydaje sie, jakby wszystko sie zmienilo....

Poki co, swieci slonce, przyszla wiosna albo moze juz lato. Probujac wykorzystac moj czas tutaj na wszystko tylko nie prace staram sie troche pisac - znowu. Bladze myslami po najblizszej przeszlosci, probujac zanalizowac i docenic wszystko co mi sie przydarzylo w Turcji - oraz
po najblizszej przyszlosci - nie mogac sie doczekac realizacji doskonalego planu wyjazdu na weekend do domu.

Co jeszcze o Turcji? Fascynacja, fascynacja, fascynacja. To taka aberracja, obsesyjne zachwyty inna kultura i przyjemnosc obcowania z jezykiem, ktorego brzmienie tak niesamowicie mi sie podoba.
Ludzie, ktorzy sa sobie bardzo bliscy, co widac w roznych dziedzinach, poczawszy od waznosci rodziny i przyjaciol, poprzez odleglosc zachowywana w trakcie kontaktu z innymi, na przykladzie powstajacych "jeden na drugim" budynkow mieszkalnych (abstrahujac od cen dzialek) czy lekkosci traktowania niebezpieczenstwa zwiazanego ze srodkami transportu (dzungla ruchu ulicznego, ryadyaca sie jednak jakimis niepisanymi prawami, ktore znaja wszyscy oprocz przyjezdnych). Co moze szokowac indywidualist(k)e z polnocy...Chyba nie bardzo wiem o czym pisze, ale pisze mimo to, bo dlaczego nie, a moze przez przypadek jednak ktos zrozumie, moze nawet ja. Smieszne takie obserwacje dorywcze, kiedy na pewno ktos stworzyl kiedys sterte powaznych badan i analiz o tego rodzaju cechach kulturowych...ech to moje przezycia po prostu sa, moze za bardzo poddane wplywowi przedmiotu, ktory studiowalam.
Ale tak naprawde to chyba nie o tym chcialam.

Moze o moich ostatnich dwoch dniach w Istanbule?
Wiec wrocilam z Izmiru do Konstantynopola o poranku w piatek. Podroz autobusem nie byla ani bardziej ani mniej przyjemna niz do Izmiru. Tym razem przegapilam bus serwisowy linii, ktory mial mnie dowiesc do konkretnej dzielnicy, a to dlatego, ze zlamalam zasade "umiesz liczyc licz na siebie" :) ktorej to obiecuje nigdy wiecej nie lamac :) Tym razem mialam zaplanowany nocleg u czlowieka z CouchSurfing, ktory to okazal sie tak mily, i oderbal mnie na glownym dworcu autobusowym i potem zaprosil na sniadanie (ech, te ilosci pozywienia, jakie wchlonelam w czasie tego tygodnia!). Po czym po krotkim wypoczynku w "moim" pokoju udalam sie na odkrywanie miasta: Part 5.

KROTKA JAKZE ISTOTNA UWAGA:
Niewyslowiona radosc idei CouchSurfing - zaufanie, ktorym darza cie ludzie, po prostu dobro w nich, dzielenie sie i wiara w drugiego czlowieka.... (klucze!!!niezaleznosc!!!region-w poblizu uniwersytetu na wzgorzu, u ktorego stop Bosfor, opisane uliczki ktore mozna znalezc!!!).

Tego dnia widzialam:
Dolmabahce Sarayi w aurze pochmurno - po - deszczowej zaskoczyl mnie rozmiarem komnat. Mysle ze widzialam w zyciu wiele Palacow europejskich, ale tyle przestrzeni co sultan i jego liczne zony to chyba zaden z europejskich wladcow nie mial....
Zwiedzanie w bardzo miedzynarodowej bardzo licznej grupie (kiedy nastepnym razem spotkam grupe z Iranu i tylu Japonczykow?) ogromnej z dziwnym przewodnikiem krzyczacym niewyraznie cos do pieciu osob na samym przodzie w tureckim angielskim informatywne nie bylo, bardziej odczuciowe.
A potem poszlam spacerckiem do Ortaköy. Niewatpliwie rejony nadbosforskie sa moimi ulubionymi w Istanbule. Poswiecilam sie glownie siedzeniu i obserwacjom oraz drobnym zakupom. Mimo mojego ambiwalentnego stosunku do sieciowych kawiarni udalam sie nastepnie do Gloria Jeans cafe na bardzo miedzynarodowa kawe i bardzo miedzynarodowe "mum's cake". Tak zeby skontrastowac poczatek dnia nad Türk Kahvesi z jednym z CouchSurfowiczow. W Gloria Jeans czulam sie troche jak bogata dama w XIX wieku - ach ten serwis turecki - sama nie wiem co o tym myslec. Moze to bardziej wplyw lektury wspomnien Istanbulskich Orhana Pamuka, a moze moja chora wyobraznia....
Wieczorem probowalam Künefe - przepysznego, bardzo tlustego deseru, przypominajacego drobne, suche, ciastowe makaroniki - zamiast posilku, zupelnie wystarczylo (alez bylam przejedzona) dyskutujac z Mustafa (moim CS) na tematy wszelakie, np. o Kurdach (na ten temat poglad wszystkich Turkow, ktorych spotkalam, jest jednolity).
Nastepnie jeszcze troche klimatu studenckiej imprezy - w poblizu byl Campus (wygladajacy w moim odczuciu zupelnie jak jakis brytyjski College) i piwo Efes :) w restauracji z widokiem na most Bogazici i Bosfor (miejsce niezwykle urocze i nieco elitarne).

BISSCHEN DEUTSCH EINFACH NUR SO:
mit dem Untertitel: Männer, die ich getroffen habe

so Muhammet kenne ich aus dem Workcamp in Duesseldorf. deswegen eigentlich diese ganze Reise. aber Muhammet wohnt in Izmir. so er hat seinen Cousin gebeten dass er mir Istanbul zeigt. Aber Görkem arbeitet so hat einen Serkan für mich geschickt, für den ersten Tag. und danach habe ich noch einen Hasan kennengelernt und seinen Bruder Muhamar :) und von Görkem noch einen Freund Artan, und seine Frau, Hulya. das war in Istanbul. danach in der Nacht bin ich nach Izmir mit dem Bus gefahren, 9 Stunden. In Umgebung von Izmir hatte ich einen anderen "Reiseführer", Levent, der kein Wort English sprach. so wir haben für Kommunikation einen elektronischen Translator benutzt. eine Quäle für Ungeduldige, im Endeffekt hatten wir aber sehr viel Spaß damit. und zusammen Ephesus und schöne sehr dorfliche Dörfer besichtigt (habe viel Turkisch gelernt). Muhammet musste studieren, aber einen Tag habe ich mit ihm, seiner Freundin, und noch einem Ozan verbracht. und anderen Tag noch mit anderem Muhamar. danach wieder Bus nach Istanbul, 9 stunden. und diesmal habe ich CouchSurfing benutzt und bei einem Mustafa geschlafen und einen anderen Mustafa für einen Auslfug, auch aus CS kennengelernt, inzwischen noch einen Erol. FRAUEN HABEN MIR SCHON GEFEHLT!(habe nur 2 getroffen, die nur deswegen da waren, weil sie Frauen von den Männern waren, die ich kennengelernt haben, und kein English gleich kein Kontakt.
Man kann bisschen den Faden verlieren, wenn ich so schreibe....aber was soll das.
da unten es ist sehr patriarchalisch und anders......als Frau durftte ich NIE bezahlen, z.B. Kaffee, oder Restaurant. für eine Woche das war perfekt, aber wenn dann die andere Seite kommt, dass du das machen musst als Frau, was dir dein Mann sagt......uff. diese andere Seite habe ich noch nicht bemerkt, nur vermutet, aber wie gesagt, ich habe fast nur Maenner getroffen, und die nicht im Kontext zu Hause mit Frauen gesehen.

13.5.08

Dancing through life




Reflektujac

Wiec jestem juz rok w Dreznie.
I nawet nie mam czasu sie nad tym zastanowic.
I moze to lepiej, bo moment w ktorym sie znajduje to burza watpliwosci.
Wiec ucieknijmy w obrazy - niech opowiada sie bajka o innej rzeczywistosci...

8.5.08

İzmir dzien trzeci

Nastroje poimprezowe.Leniwy poranek. Ech, nie ma jak zycie na wakacjach!

Wczorajsza impreza w klubie Ooozy Venu byla po prostu jak na zamowienie dla mnie (jak zwykle zartowalismy sobie o tym z Muhammetem).
Doss spory studencki klub i zespoly grajace bardzo przyjemne rockowe tureckie kawalki.
So we have just enjoyed very much :)

Türkiye

zapomnialam ze pisze bloga - z nadmıaru wrazen jakie oferuje mi los

moja przygoda turecka trwa

So I collect many very beautiful moments.

Und dabei:

Türkçe öğrenmeğe çalışıyorum!

a teraz wlasnie przed zasnieciem po imprezie slysze nawolywania z meczetu do modlitwy...

Ale chyba powinnam zaczac od poczatku wyprawy.
Wiec pierwsze 4 dnı spedzilam w İstanbule, poddajac sie calkowicie urkowi tego miasta, mocno europejskiego i jeszcze mocniej egzotycznego...
Moi przewdodnicy okazali sie nieocenieni a do tego intelıgentni i sympatyczni, wiec spedzilismy czas naprawde niezle sie bawiac.
A po kolei, co udalo mi sie przezyc i zobaczyc:

Dzien pierwszy, oswajanie
przyjazd z lotniska, Taksim, Sultanahmet - wrazenie pierwsze, Bazar przy Yeni Camii
Dzien drugi, o mocnym charakterze weekendowym
Spokojne sniadanko "Turkish style", przedmiescia: bardzo elitarne miejsce Kermerburgaz - jogging w pelnym sloncu, stary archedukt, zielen, pyszny swiezy sok z "greyfruta", w miescie kolejne kulinarne odkrycia: Kokoreç i mevdi, Ortaköy i statkiem po Bosforze, bardzo turystycznie
centra handlowe Kanyon i Isfeyni Park, uliczka Nevizade wieczorem
Dzien trzeci, pochmurny
Maçka Türk Kahvesı, Nişantaşı, promenada nadmorska Bakırköy - Florya
Dzien czwarty, samotny
Topkapı Sarayi

obiecuje ze opis zostanie wkrotce szczegolowo uzupelniony, ale chwılowo trace cierpliwosc do klawiatury Muhammeta :)
İzmir niemnıej ciekawy - o tym za momencik.