31.5.07

Wieczorem

Motocykl

Jeden z couchsurfowcow – calkiem mlody, niestety, ale bardzo mily i interesujący – wybral się ze mna na koncert, ale chodzi o to, ze nie ma miesięcznego, wiec.......przyjechal po mnie swoim motorkiem!
Ech, ta prędkość i te zakrety, ta – co tu duzo mowic – jazda!
(Pikantnych szczegółów, których domagaja się niektórzy czytający niestety nie będzie).

Koncert

Reisekneipe/ Knajpa-podroz...adres – oczywiście – Neustadt
(wszystko co cool, underground i alternative ma ten adres w Dreznie).
Band Songs for Ulan z Wloch, couchsurfowcy.
Klimat leniwego pociagania za struny, po-miedzy ...


Wypadek

Wydarzylo się to dnia 30.5.2007 w godzinach popołudniowych (ok. 17) na ulicy Parkowej w Dreznie.

Nieopatrznie wjechałam rowerem na poruszający się - na szczescie - z niewielka prędkością samochod koloru gleboko granatowego.

Upadlam.

Moja spowolniona reakcja i bezbrzeżne zdziwienie: jak to możliwe, ze zderzyłam się z samochodem, wywróciłam sie, wszystkie rzeczy rozsypane na ulicy...a mnie nic się nie stalo! Najmniejszego zadrapania, stłuczenia, rozdarcia...nawet rower bez szwanku! Jedynie podenerwowanie. Które również kierowalo para w średnim wieku z samochodu – Panswto byli bardzo przejeci i pomocni!

Szczescie.........

Będę teraz ostrożniej jeździć?

Truskawka

(ang.strawberry, niem. Erdbeere, jap.ichigo, gr.fraula, sp. fresa, fr.fraise, cz.jahoda, lv.zumuno).


WIKIPEDIA: Poziomka ananasowa, truskawka, poziomka wielkoowocowa (Fragaria ×ananassa Duchesne, syn. F. grandiflora Ehrh., F. chiloensis × virginiana) -
z rodziny rozowatych (Rosaceae Juss.). Bylina ta została uzyskana w Europie przez skrzyzowanie pochodzącej ze wschodniej Ameryki Polnocnej poziomki wirginijskiej (F. virginiana Duch.) z chilijska (F. chiloensis Ehrh.), którego dokonał Duchesne w 1712 roku. Uprawiana ze względu na smaczne owoce, wyjątkowo i przejściowo dziczeje.


W drinku z sokiem grejpfrutowym (u Sylwii w Warszawie na imprezie, o której chyba nie wspominałam...ale ten moment z tym drinkiem w reku zaraz po wejsciu!)

W lodach (np. strawberry cheesecake).

W jogurcie.

Mrozona.

W kompocie.

Na buleczce słodkiej lub w ciescie z galaretka!

Ale nie tylko!

Bo wlasnie jest ta wspaniala pora roku, kiedy można jesc pyszne, swieze, słodziusieńkie, soczyste truskawki!

Co robie prawie codziennie

Niestety nie prosto z krzaczka, jak za starych dobrych czasow w dzieciństwie spedzanym na wsi...

Jestem wielka fanka truskawki, choc nie obsesyjna (jak niektorzy bliscy znajomi z przeszlosci...)

29.5.07

Sztuka ogolnodostepna

W ramach akcji KunstOffen in Sachsen wloczylam sie od atelier do atelier w trakcie przedluzonego weekendu (poniedzialek byl wolny - Pfingsten).
W poszukiwaniu kolejnych adresow pracowni malarskich czy warsztatow tworcow wszelkiego rodzaju odkrylam niesamowite miejsca w Dreznie i przyznaje, ze zaczynam sie powoli emocjonalnie z tym miastem zwiazywac, co wydalo mi sie przez moment nawet niebezpieczne....

Zaczelam od miejsca taneczno-malarskiego, ktore okazalo sie bardziej malarskie niz taneczne: pani architekt interesujaca sie tancem w formie wszelakiej wynajela maly sklepik w okolicy niezbyt ciekawej (lata 50te dookola, puste, straszace wybitymi szybami kamienice, a obok mieszkania, ale lagodnie powiedzmy malo elitarna okolica). Szukanie miejsca tego bylo troche jak zabawa z dziecinstwa w podchody - podany na ulotce adres okazal sie byc pustym odrapanym lokalem, z informacja, ze wystawa znajduje sie 100m dalej w lewo - a wyobrazalam sobie po opisie, ze bedzie to przytulny sklepik z towarami indyjskimi. Rozmowa z pania architekt byla dosc ciekawa, o tym co i jak sie buduje/odnawia w Dreznie (z akcentem na Semperoper i Frauenkirche). Co do obrazow - marzycielskie spojrzenie na Wenecje - bazylika sw. Marka jak z pastelowego snu...
Nastepnie udalam sie (a bylo juz ciemno) w okolice uroczo okreslana jako tereny przemyslowe. Kierowalam sie wg mapy, myslac, ze natrafie na uczeszczana droge, ktora okazala sie ciemna uliczka w poblizu klubu nocnego...ale smialo wmaszerowalam w nia, bladzac miedzy starymi poprzemyslowymi budynkami, torami kolejowymi i innymi barakami, a jeden z nich okazal sie byc Verzahnungsfabrik - czyli stara fabryka zebatek (???) gdzie rozni artysci rekodziela sobie pracuja i zyja w swego rodzaju komunie :) Zwiedzilam pomieszczenia wystawowe, usmiechajac sie nad instalacja przedstawiajaca kobiete z telewizorem zamiast glowy siedzaca na stercie zniszczonych komputerow... i zastanawiajac, jak dobrze bawia sie ludzie tworzacy tego rodzaju eksponaty, widzac np. hustawke umocowana u sufitu i wsluchujac sie w interesujace dzwieki chilloutowe dobiegajace z innych pomieszczen. W nastepnej hali podgladnelam panow wytwarzajacych witraze, natomiast w wystwie kolejnej zauroczylo mnie kilka czarnobialych zdjec - ciesze sie, ze jeszcze moga mnie zdjecia zaskoczyc...ze jeszcze mozna dobre zdjecia zrobic...ze nie wszystko musi byc powtorka....cyfrowa....liczy sie pomysl i swieze - inne - spojrzenie na to co znane i codzienne....piekne poczucie nadziei na - moze cos wlasnego kiedys w tej materii...
Taa..a potem siedzacy przy stoliku na zewnatrz "artysci" zaprosili mnie, abym sie przysiadla i tak, pod gwiazdami, odbylismy mila pgawedke o wszystkim i o niczym, ale raczej nie o sztuce. O Polsce (na ktora wszyscy tutaj inaczej reaguja niz w Hesji!), o Dreznie, o tym co robimy i kim jestesmy...I tutaj uwaga: swietnie sie czuje, mowiac o tym co robie obecnie - dobry znak???

I to byla sobota.
Niedziela ropoczela sie upalnie, a potem byly burze. Zajelam sie nieco swoim grzesznym cielskiem, probujac uprawiac jogging i plywanie, by nastepnie ponownie udac sie na poszukiwanie pracowni artystow.
I znalazlam trzy. W piwnicy malowniczej bialej willi w okolicach Drezdenskiego Uniwersytetu Technicznego (calkiem niedaleko mojego akademika) zwariowana, spontaniczna asystenkta stomatologii prezentowala, czestujac gosci kawa, swoje pelne optymizmu prace. (Np. Ich im bunten Leben totalnie w moich kolorach!!!) Wiec inspiracja, zeby tez cos robic i tworzyc i wyrazac siebie w sztuce...
W czesci miasta zwanej Coschütz, gdzie spod mojej Hochschulstraße mozna dojechac trojeczka (lubie te tramwaje tutejsze, choc oczywiscie na poczatku brakowalo mi metra!), znajdowal sie moj nastepny cel. W atmosferze wiejskiego leniwego popoludnia odwiedzilam warsztat kolejnych artystow, zajmujacych sie takoz i malarstwem, a oprocz tego ceramika, rzezba w drewnie, produkowaniem kukielek etc. To nagle przejscie z miasta w sielankowy nastroj pelen slonca
i zapachu swiezego drewna - piekny moment! I ponowne inspiracje, pomysly, zachwyty....

W zupelnie innej czesci miasta odkrylam - oczywiscie zupelnie przypadkowo - ruiny kosciola Sw. Pawla, gdzie obecnie odbywaja sie sztuki teatralne....widziane po raz pierwsz oswietlone wieczornym sloncem, wiec w tym jakze przyjemnym momencie dnia, w moim ulubionym swietle.
Ostatnie atelier bylo jakos najmniej wyraziste, aczkolwiek rowniez przyjemne: tym razem profesjonalistka zajmujaca sie - ponownie - abstrakcja. Upiekla wspanialy chleb, ktory z przygotowanym przez nia smalcem smakowal wybornie :) ... (wiec bardziej cos dla ciala tym razem).

Poniedzialek - nowe odkrycia i nowe niespodzianki. Znowu w okolicach Coschütz, czyli klimat sennej prowincji - ale nagle: zanurzylam sie w las, schodzac stromymi schodami prowadzacymi obok strumienia do wawozu, w ktorym - jak nieoczekiwanie! - natrafilam na budynki starego browaru, uzytkowane teraz m.in. jako pracownia malarska czy pomieszczenia klubu tanca.
75-letni elektryk zajmuje sie malarstwem hobbystycznie, od 10 lat. Calkiem profesjonalnie wlasciwie. Czyz zycie nie jest fascynujace, jesli mozna na starosc wciaz zajmowac sie tak piekna sprawa jak sztuka, wykorzystujac swoj czas wolny? (Popadam w banal?Tak po prostu myslalam w danym momencie, banalnie proste.)

W budynku starego dworca w poblizu dziala obecnie warsztat produkujacy witraze. Byl to rownie ciekawy punkt programu, wraz z znajdujaca sie na pietrze kolejna wystawa - wirtualna. W pustych pomieszczeniach ustawione zostaly okularki do slajdow - i dopiero spogladajac przez nie mozna bylo obejrzec nie-realna wystawe. Gra ze zludzeniem optycznym, postrzeganiem przestrzeni - fascynuje mnie. A tutaj kompletnie mnie zaskoczyli, jeszcze sie z czym takims nie spotkalam! (Mozna odniesc wrazenie, ze latwo mnie zaskoczyc..... :) co chwile jakis okrzyk zdziwienia).

Wieczor literacko-malarski z lampka wina i lodami haagen dazsa byl godnym akcentem konczacym weekend otwartch drzwi pracowni artystow. Wprawdzie siedzialam w lokalu przy ul.Bautzener Str. 41 (nie mylic z Batzener Landstr.) przemoczona i - jak wszedzie - samotnie (wsrod innych, wciaz jednak), ale rozkoszujac sie sila slowa i tworcza atmosfera unoszaca sie nad sztalugami i napoczetymi tubkami farb tudziez stojacymi wszedzie gotowymi plotnami.
(Przemoczona, bo po wjezdzie kolejka wagonowa (taka jak na Gubalowke!kto by pomyslal, ze w Dreznie jest cos takiego!) na wzgorze Loschwitz padlam ofiara kolejnej burzy).

Tyle co do mojego niepowtarzalnego weekendu. Przepraszam, ze tak obszernie, ale wrazenia te byly tak silne...mam nadzieje, ze choc odrobine zdolalam Wam przekazac, wlasciwie nad tym tak caly czas ubolewalam - ze nie moge z Wami dzielic tych przezyc w doswiadczeniu...wiec niech przanjmniej bedzie w slowie.

Dziekuje za komentarze! :)
Milo z Waszej strony :)

A teraz moglabym troche popracowac, moze...
Ale jeszcze tylko slowko o wieczorze ukrainskim, zanim mi umknie.
A impreza ukrainska odbyla sie w czwartek wieczor i zasluguje na uwage z dwoch wzgledow: po pierwsze w ramach programu zapoznawania ludzi z Drezna wkomponowalam sie w towarzystwo erasmusowo-doktoranckie z TU i HTW (czujac sie, jak to bywa na erasmusowych imprezach, lekko i wspaniale, a przy okazji, jakbym znala tych ludzi od wiekow). Po drugie, na poczatku pomagalam nieco w kuchni, przygotowywac wareniki (ktore sa po prostu pierogami wypelnionymi ziemniakami), pirogi (ktore wcale nie sa zwyklymi pierogami, tylko takimi wielkimi, smazonymi z kapusciana mieszanka w srodku) i golubce (nasze golabki) - czyli tak sie miedzykulturowo edukowalam, a na koniec popijalam Feldschlösschen, i niestety, znowu Becksa (ech, te frankfurckie imprezy z Becksem w reku, mam do czego tesknic!).

Ciekawa jestem, co wydarzy sie w tym tygodniu...

A co u Was...moze wezmiecie ze mnie przyklad - bardzo fajnie sie pisze bloga, musze przyznac!
Do nastepnego zatem!

24.5.07

Wspomnienie Workcampu w Kassel


Workcamp prowadzilam, dla przypomnienia, dla Service Civil International miedzy 2 a 15 kwietnia tego roku :)
...
ach, jakze wspaniale sie pracowalo w naszej grupie!
to wlasciwie jedno z najciekawszych zdjec :)
wiecej znajdziecie
na:
http://www.flickr.com/photos/schaedelbach/sets/72157600163407924/

O poranku

Jakze wspaniale rozpoczac dzien, jadac do pracy na rowerze! I zeby nie odmawiac sobie kolejnych drobnych przyjemnosci, czyniacych zycie tak wspanialym (prezent na imieniny???), spozyc lody häagen dazsa strawberry cheesecake wraz z kawa, zanim rozpocznie sie pracowac... (powinnam dostawac tantiemy za reklame!)

Jest upalnie w ciagu dalszym.

Czy ja chcialam napisac cos o dniu wczorajszym? Nie chce byc krytyczna, ale jak tak patrze na ten blog, to wydaje mi sie cholernie nudny....zero zdjec, monotonia... NAPISZCIE COS!!!! :) (bedzie wtedy nie tylko na mnie!)
Aha. Wczoraj zorganizowane przez Europa Haus Dresden zwiedzanie ratusza (http://www.dresden-und-sachsen.de/dresden/rathaus.htm) - a wlasciwie wyjazd na wieze ratusza, zeby zobaczyc stolice Saksonii z gory (nice). Celem mym bylo wlasciwie zaaranzowanie jakiegokolwiek kontaktu z kimkolwiek, bo cierpie na samotnosc,
WAS TU NIE MA!
Zobaczymy, moze cos z tego wyniknie jeszcze....
A sama wieza ratuszowa ciekawa jest - wysoka na 100m, na wienczacej ja galeryjce znajduja sie figury przedstawiajace rozne cnoty - najciekawsza byla dla mnie Prawda - z lustrem w dloni - oraz Wiara, jej atrybutem byl kij pielgrzyma.

W kazdym razie: wieczorem tez meczyl mnie ped ku znalezieniu sobie nowego/jakiegokolwiek towarzystwa, wiec w pobliskiej Bierstube spotkalam milych couchsurfuerow i udalismy sie na Tequilla-Party, ktorejednak wkrotce opuscilam, klimat mi nie podszedl.
Pozytywnym rezultatem moich wieczornych wycieczek bylo oswojenie okolicy - potrafie teraz odroznic Club Mensa od Neue Mensa i wiem gdzie jest najblizsze mego akademika miejsce, gdzie mozna napic sie piwa.

22.5.07

Kolejny

Dobiega konca dzien pracy..
Glodna, zmeczona i spiaca - proza zycia.
Zasadniczo jednak jakos tak zwyczajnie - zadowolona?

Wrocmy na moment do Lowicza, dlaczegoz by nie?
Senne prowincjonalne miasteczko w srodku Polski. Do ostatniej srody uosobieniem Lowicza byla dla mnie etykieta na mleku z postacia w typowej pasiastej spodnicy i na innej etykiecie wielki napis na dzemie :)
A teraz, po tym jak dotknelam prawdziwego lowickiego pasiaka, wspielam sie na wieze kosciola w centrum miasta, aby z gory spojrzec na okolice, i wysluchalam opowiesci miejskiego radnego (a zarazem dyrektora szkoly, z ktora robimy wymiane) jakze piekna i wspaniala okolica owa jest - nie moge juz w ten sam sposob patrzec na Lowicz.
Tylko ta polska prowincjonalnosc, zawieszona miedzy malomiasteczkowa duszna polskoscia lat siedemdziesiatych (budynki!) i nowoczesnoscia (dojezdzajace samochodami do szkoly nastolatki) w polaczeniu z przekletymi tradycjami calowania w reke i obiadu z rosolem i kompotem, sztywna oficjalnoscia (specyfika spotkania?)....czy ja narzekam?
(A spiewajac na Heyu "Moja i Twoja nadzieja" prawie lzy w oczach mialam, ze moge znowu uczestniczyc w czyms, w czym wyroslam, poddana moze nie do konca udanemu procesowi socjalizacji w mej ukochanej ojczyznie....)

Opuscmy jednak wspomniane miasto w wojewodztwie lodzkim, polozone nad Bzura (31 tys. mieszkancow) i przeniesmy sie do Warszawy. Ponownie, bo - mimo wszystko - warto!

A zatem owej soboty opuscilysmy Stadion Syrenki Politechniki Warszawskiej, by udac sie do muzeow. Wyladowalysmy w bardzo ciekawym, zarowno architektonicznie jak i wystawowo, Zamku Ujazdowskim.
Otoz aby sie dostac do niego wieczorem, przechodzac z przystanku autobusowego nad Trasa Lazienkowska (???tak???) trzeba przejsc przez tunel zieleni, na koncu ktorego wylania sie kosmicznie - niebiesko podswietlona fasada budynku. Sprawia wrazenie niewielkiej budowli, natomiast kiedy juz odwiedzajacy znajdzie sie w srodku, czeka na niego ciekawy labirynt roznych wystaw w roznych zakamarkach, a takze calkiem sympatyczny dziedziniec ze studnia, zapezpieczona tafla szkla (walka z pierwotnym lekiem, aby na szkle stanac - dokladnie oszukujac zmysly...jakby sie spasc mialo zaraz do srodka - sztuka?)
Ktora z wystaw najbardziej odpowiadala mi w tamtym momencie?

Za bardzo ciekawe uznalam szkice zwiedzajacych CSW i innych warszawskich galerii - takie jakies codzienne, ale nie banalne, dzieki kresce..... zarysowujacej ksztalty (czesto tylko zaznaczone - niedokonczone!) w bardzo ciekawy sposob, zartobliwie przedstawiajacy odbior poszczegolnych wystaw. Obrazki prezentowane sa w bardzo malym piwnicznym pomieszczeniu (Galeria Okna?), do ktorego trzeba sie dostac przez kawiarnie (element tajemnicy i odkrycia!)

......uzupelnienie nastapi :)

.....chmurzy sie i ciemno jest, cisza przed burza....

A ja moze jeszcze o Semperoper (http://www.semperoper.de/) Imponujaca! Ogromna. W porownaniu z Opera we Franfurcie moze nieco mniejsza - ale frankfurcka jest ewidentnie nowoczesna (w odcieniach niebieskich!!!) i z zewnatrz bardzo "lata 7ote" niestety. Dekoracjami dorownuje badz przewyzsza (ze wzgledu na rozmiar) wiedenska, brak jej jednakze autentyzmu (w moich oczach cale Drezno jest takie nieco sztuczne - wszystko odbudowane po wojennej katastrofie). W Polsce moge jedynie sprobowac porownac ja z Krakowskim Teatrem Slowackiego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Teatr_im._Juliusza_S%C5%82owackiego_w_Krakowie) - aczkolwiek nie powinnam, bo w Slowackim po prostu namacalnie czuc antycznosc budynku! (O bytomskiej operze moze zamilcze, dyplomatycznie)
Choc czy ta sztucznosc przy tym rozmachu jest tak razaca w gmachu drezdenskim???(ok, jest.)
Nie moge tych porownan dalej pociagnac zbyt dlugo, ostatnio jeszcze tylko odwiedzilam Teatr Wielki w Warszawie (ach, ten dziewietnastowieczny neoklasycyzm http://pl.wikipedia.org/wiki/Teatr_im._Juliusza_S%C5%82owackiego_w_Krakowie, z uroczymi siermieznymi dekoracjami wewnatrz!). A moze i nie powinnam ;)
Jesli chodzi o Mozarta, to ... "Uprowadzenie z Seraju" niestety mnie rozczarowalo. Znalam tylko utwor (jakkolwiek sie to profesjonalnie nazywa) koncowy i myslalam ze calosc bedzie w tym stylu. A tu okazuje sie, ze to "Singspiel" na polski jakze uroczo tlumaczy sie jako wodewil - czyli sztuka czesciowo spiewana - czesciowo mowiona. Nie porwalo mnie, choc wiadomo - Mozart to Mozart, i kilka tam zachwytow bylo :) .

Ale leje ! (tak na marginesie) Uwielbiam wichury i burze.



21.5.07

Zycie toczy sie dalej...

Za mna (niestety) pobyt w Warszawie .... a teraz upaaaaaalnie leniwie w biurze...wlasciwie nie leniwie tak naprawde, bo calkiem duzo do zrobienia, ale powietrze jest takie ciezkie.....

Wrocmy na moment do naszej wspanialej stolicy:

Pierwszy mocny sobotni akcent: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/5,80269,4145160.html

A po poludniu na Juwenaliach moglam znowu poczuc sie jak studentka - ech, niepowtarzalna atmosfera:
muzyka, slonce, piwo.... wielka impreza pod golym niebem.
Pogodno, Indios Bravos....a na samym koncu Hey! Nareszcie polski koncert, czyli pelnia znaczen, znajomosc tekstow, po prostu wspaniale uczucie, ze jestem u siebie.....

Miedzy koncertami pojechalysmy z Monika na "Noc Muzeow".
Naiwnie ludzilysmy sie, ze wejdziemy do Muzeum Narodowego (gdzie - coz za zbieg okolicznosci - wystawa Muchy!), a jednak sie nie udalo. Tak dlugiej kolejki nie widzialam jeszcze nigdy.... (jakies kolejkowe skojarzenia?!)
Zdecydowalysmy sie zatem na Centrum Sztuki Wspolczesnej Zamek Ujazdowski i byla to dobra decyzja :) Kilka roznych odjechanych wystaw....nie czuje sie na silach opisac tego w tym momencie, gdyz czuje, ze splywam z krzesla....ale: ponownie pytanie o sens sztuki wspolczesnej w mojej glowie!

Niedziela spedzona w pociagu i samochodzie byla wyczerpujaca do granic mozliwosci, chociaz jak zwykle mialam duzo szczescia w poszukiwaniu mitfahrgelegenheit z Berlina do Drezna.

Jakbym zapomniala: chce opisac jeszcze pozniej Lowicz i moze troche wrazen z Zamku Ujazdowskiego.....
Bo blog ten taki osobisty w zalozeniu ma byc - ani filozoficzny, ani literacki, ani publicystyczny, ani krytyczny....czasami moze jednak nieco zmieniac swoj chrakakter :) ... wiec mam ochote moze wlasnie o tej sztuce wspolczesnej...ale nie teraz.

JAK MOZE BYC TAK GORACO!!!!!!
Uciekam gdzies, gdzie jest zimno. Moze wieczorem do opery, slynnej Semperoper, bo dzisiaj Uprowadzenie z Seraju....

Do nastepnego.

19.5.07

Zaczynam, tym razem na serio

A wiec poniewaz chcialabym z Wami dzielic piekne momenty mojego zycia, postanowilam, ze pisac bede, i juz. Nie tak, jak myslalam w lutym, dla samego pisania, ale dla Was wlasnie, tak dla wszystkich razem i kazdego z osobna. Bedzie latwiej chyba, niz rozpisywanie sie w smsach (wiem, niektorzy sa juz zmeczeni) czy w mailach, szybciej, no i w ogole lepiej...miejmy nadzieje. Moze mniej osobiscie, ale to jakos bedzie dalo sie nadrobic :)

A wiec niech bedzie Warszawa na pierwszy ogien.
Jak mowi moja Moniczka, u ktorej goszcze, miasto stadnego instynktu.
(Dla wyjasnienia: z Moniczka polaczyla nas kiedys socjologia na Grodzkiej.)
Miasto stoleczne niewatpliwie nie ma urzekajacego charakteru...Tak, ale jest wielkomiejskie cala geba, niestety w bardzo bolesny sposob - glosne, zatloczone, tlumne...
Mimo to spedzam tu wspaniale chwile i ciesze sie, ze moge Warszawe i jej mieszkancow lepiej poznac!

Znalazlam sie tutaj, poniewaz moje stowarzyszenie (Europa Direkt e.V. europa-direkt.de.vu) pomaga w przygotowaniu wymiany miedzy szkolami zawodowymi w Lowiczu i w Jenie, wiec wstepnie zorganizowalismy spotkanie przygotowawcze w Lowiczu. A ze to bardzo blisko Warszawy, a w Niemczech teraz wlasnie trwa dluuugi weekend (w czwartek Wniebowstapienie - w tym roku 17.5 - jest tam wolny jak nasze Boze Cialo), mialam okazje zostac w stolicy do niedzieli.

Czego zdarzylo mi sie doswiadczyc w ciagu tych kilku dni?

Spotkalam starego znajomego ze szkoly sredniej, ktory od niedawna pracuje w stolicy - pogawedzilismy przy piwku o tym i o owym (a sporo o tym miescie - motyw przewodni postrzegania stolicy przez jej mieszkancow) w ....cholera, jakze to sie nazywalo? ...w miare klimatyczne knajpowe miejsce przy Nowym Swiecie... , sprobowalismy dostac sie na film Sfabrykowany krajobraz w ramach przegladu filmow dokumentalnych http://www.docreview.pl/2007/, co nam sie niestety nie udalo, ale przynajmniej obejrzelismy ciekawa wystawe zdjec reporterskich w foyer Kinoteki w PKiN, a potem w Tygmoncie liczylismy na jazz session, ale skonczylo sie na kolejnym piwie. Ciekawe bylo to przemieszanie kontekstow - do tej pory zawsze widzielismy sie w knajpach dabrowskich :)

Dlugi spacer od Mostu Gdanskiego (a jednak cos ladnego bylo w widoku miasta stamtad....) brzegiem Wisly na stare miasto (wspinaczka Kamiennymi schodkami), obserwowanie wiejskich wycieczej na Ryneczku (nie odwaze sie nazwac tego miejsca Rynkiem...Rynek mamy w innych miastach, wiecie gdzie :) i pogawedka ze starszym panem, bardzo poinformowanym na temat kulturalnych wydarzen w miescie, ciacho w Bazyliszku....etc.

Wieczorem wydarzenie ukulturalniajace - balet!
Tak, pierwszy raz w zyciu widzialam tego rodzaju przedstawienie. Troche ciezko z poczatku przyzwyczaic sie, ze nie mowia, ani nie spiewaja ;)
Wytanczone uczucia.....
Generalnie muzyka byla pieknie zwiewna (Czajkowski, Oniegin) ruchy tancerzy rowniez...porywajace!!!Od lekkiego zainteresowania do zachwytu. Szacunek za scenografie (bez porownan do Opery Bytomskiej, Czarodziejski Flet). No i nareszcie zobaczylam Teatr Wielki, jakos chorobliwie mi na tym zalezalo, nie wiedziec czemu.

A domoweczka u Sylwii z Mazur, widzianej wczesniej tylko raz w zyciu? Na koncu miasta (Stegny- gdzie to jest, tak naprawde?) Zaczela sie od tego, ze nie poznalysmy sie nawzajem.....!!!A potem moglo byc juz tylko lepiej. Studencki klimat - moze nawet za bardzo (srednia wieku 21, ale ja przeciez lubie sie odmladzac)....duza impreza byla, niezle sie tam czulam :) I tylko powrot trwal cala wiecznosc - przeklete nocne wcale sie nie spiesza w tym miescie... A co do warszawskich nastolatkow konczacych szkole srednia, z ktorymi przyszlo mi wracac - bardzo sa zmanierowani (utwierdzam stereotypy???).

Tyle na razie, uciekam na Juwenalia..a przede mna tez Noc Muzeow!