12.10.18

Dworek w Bolesławiu

Zawoziłam mamę na zabiegi.
W czasie, kiedy na nią czekałam, udałam się na zakupy jesienne - nabyłam przepyszne, dojrzałe, słodkie śliwy.
Następnie uwagę moją przyciągnęło przejście między blokami.
Prowadziło ono na wielką łąkę pełną słońca, błyszczącą od porannej rosy.
Przeszłam obok działek, podzielonych przez mieszkańców własnym sumptem. Najciekawszym płotem był szereg drewnianych drzwi różnych rozmiarów, w wyblakłych buro-brązowych kolorach. Na jednej z działek pasły się z całym spokojem i nonszalancją kozy.
Podążyłam ścieżką przez łąkę na prawo, domyślając się przejścia do parku przy dworku.
Owszem, ścieżka była wciąż widoczna, prowadziła prosto do...ogrodzenia parkowego, jednakowoż pozbawionego w tym miejscu bramki.
Niewiele myśląc, przeskoczyłam przez płot.
I znalazłam się w parku, w porannej jesiennej aurze, jeszcze pełnej mglistego chłodu, a już na czubkach drzew zdobnej złotym słońcem i obietnicą bezchmurnego dnia. Opadłe liście szeleściły pod moimi stopami.



No hay comentarios:

Publicar un comentario