w piatek po prawie calym tygodniu w Basida, opuscilismy centrum na calutkie popoludnie. coz to byla za dzika radosc! ;)
Aranjuez, najblizsze miasteczko w okolicy (oddalone 10 km od naszego odludzia) nadaje sie do spokojnych spacerow w malowniczych parkach, lub tez, jak kto woli siesty w tychze...
wiec korzystalismy jak moglismy z tego upalnego, zaspanego, uroczego popoludnia...
Ach, ta wszechogarniajaca zielen! I przestrzen! I przemile towarzystwo, wiec ciekawe romozwy, odreagowywanie stresu, rozmawianie o pracy i ludziach, ktorcyh przyszlo nam spotkac, a takze gry i zabawy intelektualne bardziej lub mniej :)
W sobote udalismy sie do Madrytu aby udac sie do Toledo. Bo poniewaz :) logika hiszpanska, niech zyje! nie ma autobusu z Aranjuez do Toledo i trzeba jechac do Madrytu, zamiast 30 km jedzie sie ponad 100.
W Toledo spotkanie z Gonzalo: niech zyja miedzynarodowe przyjaznie! I mozliwosc spacerowania po Toledo z lokalnym przewodnikiem :)
Wiec urok uliczek waskich pelnych slonca i kawa w Circulo de Arte jakze doskonala! oraz jakos tak po prostu pieknie Toledowo. Magas - konsumpcja.
Madryt ponownie i najpierw CS- spotkanie hostow, a potem fiesta, means tapas ogromne w barze przy metro Noviciado i radosc zycia, ludzie, alkohol, potem taniec, muzyka i .......poranek.
Niech zyje!
No hay comentarios:
Publicar un comentario