5.2.09

Kolano, literatura, film, czyli cos nowego po staremu

No bo jakby ukryc nie da sie, ze upadek bez konsekwencji nie pozostal.
Stad moje rozne wizyty w poszukiwaniu pomocy specjalistow i wystawianie na probe cierpliwosci w konfrontacji z systemami opieki medycznej w krajach, w ktorych ostatnio przebywalam, czyli miedzynarodowo, jak zwykle.

F. Lelord Le voyage d'Hector ou la recherche du bonheur, zakonczone, lektura, dzieki ktorej zwrot w strone tematu szczescia...od strony filozoficzno-naukowej niz indywidualno-emocjonalnej.
A teraz przypadkowo wlasciwie Stasiuka Dojczland, czyli refleksja moich Niemiec przez Niemcy owego blizej nieznanego mi autora, jego precyzja slowa, ech, hejze, pozazdroscic. Ale ochota na pisanie, wiec nie ma tego zlego...

Co do filmow to w ogole Berlinale. A ja unieruchomiona a za chwile to w ogole geograficznie nie tam gdzie trzeba. Ale jeszcze, nie zapominajmy, noc w autobusie (a ile razy powiedzialam sobie nigdy wiecej!) z Wloch, autobusie polskim a zatem seria slodkich komedii romantycznych o zabarwieniu swojsko-zabawowym. Dlaczego nie?
A wczoraj japonski Ano natsu, ichiban shizukana umi 1991, Takeshi Kitano. Obrazowo fenomenalny. Co do tresci i tempa rozwoju akcji, to dla cierpliwych. Ale ten japonski koloryt i egzotyka kulturowa, wiec zawsze warto!

Prikaz na czas najblizszy: ASIA PISZ!

No hay comentarios:

Publicar un comentario