Wczoraj zdarzylo mi sie pojechac do tej czesci miasta, w ktorej do konca marca miescilo sie biuro naszego stowarzyszenia. Wracajac droga, ktora pokonywalam kazdego dnia owego czasu, wpadlam w nastroj bardzo sentymentalny. Wspominajac.....
1. Pierwsza droga prowadzila z wiezowco-akademika "International Guests House" w okolicy uniwersyteckiej, takiej troche bardzo post-komunistyczno-blokowo-klockowej, przez dzielnice domkow jednorodzinnych (ach te wille, ktorym udalo sie jakims cudem zachowac przed bombardowaniem tej nieszczesliwej dla Drezna nocy), nastepnie przez tzw. Großer Garten (Duzy Ogrod) - co akurat bylo najbardziej przyjemnym odcinkiem. GG to ogromy park w srodku miasta, teren zielony z palacykiem centralnie usytuowanym, symetrycznie uporzadkowany - ale czesciowo lesny i polny. A potem ponownie czekal powrot do rzeczywistosci, czyli miedzy blokami a domkami, domkami a blokami itd.
2. Druga droga wiodla z Alaunstr. w Neustadt, czyli dzielnicy, ktora poznalam podczas piewrszego weekendu w Dreznie i od razu wiedzialam, ze to bedzie moj adres....
Tej drogi nie uzywalam zbyt dlugo, gdyz okazalo sie, ze nie wszystkie chraktery jestem w stanie znisc jako wspollokatorow....Ale lubilam (i lubie!) Alaustr. , glowna arterie Neustat, z malymi ciekawymi sklepikami, starymi kamienicami, klubami, pasazem sztuki itp. Wtedy juz zaczelam zjezdzac nad Labe przy Rosengarten (Ogrodzie Rozanym) i mknac w strone mostu Blaues Wunder (Niebieski Cud) po lewej stronie, pod winnicami i starym murem palacow, ktore tworza czesc Dziedzictwa UNESCO Drezna. Rowerem po starym bruku....osobliwa przyjemnosc....Wyboje wynagradza niewielki port, obok ktorego przejezdza sie pod koniec oraz stadnina w soczystej zieleni.....Powrot po drugiej stronie rzeki. Szeroka laka, z wspanialym horyzontem i pachnacymi trawami, ale wietrzna, wiec na tym antycznym rowerze to czesto walka z sama soba....Szczegolnie podczas burzy snieznej (przypadek odosobniony).
3. Z Martin-Luther-Str. wlasciwie jezdzilam podobnie jak z Alaunstr, z niewielka modyfikacja na poczatku. Znam brzeg Laby o kazdej porze roku, przy kazdej pogodzie....
Najlepiej pamietam wysoki stan wody, kiedy jechalam myslac, ze zaraz po prostu poplyne....koniec bruku oznaczal poczatek rzeki :)
4. I bach, Pieschen, cholera. Krociutenki odcinek nad Laba, niezbyt ciekawy (niedawno odkryty). Krotko i jakos tak....bez polotu....
Suscribirse a:
Enviar comentarios (Atom)
No hay comentarios:
Publicar un comentario