22.5.07

Kolejny

Dobiega konca dzien pracy..
Glodna, zmeczona i spiaca - proza zycia.
Zasadniczo jednak jakos tak zwyczajnie - zadowolona?

Wrocmy na moment do Lowicza, dlaczegoz by nie?
Senne prowincjonalne miasteczko w srodku Polski. Do ostatniej srody uosobieniem Lowicza byla dla mnie etykieta na mleku z postacia w typowej pasiastej spodnicy i na innej etykiecie wielki napis na dzemie :)
A teraz, po tym jak dotknelam prawdziwego lowickiego pasiaka, wspielam sie na wieze kosciola w centrum miasta, aby z gory spojrzec na okolice, i wysluchalam opowiesci miejskiego radnego (a zarazem dyrektora szkoly, z ktora robimy wymiane) jakze piekna i wspaniala okolica owa jest - nie moge juz w ten sam sposob patrzec na Lowicz.
Tylko ta polska prowincjonalnosc, zawieszona miedzy malomiasteczkowa duszna polskoscia lat siedemdziesiatych (budynki!) i nowoczesnoscia (dojezdzajace samochodami do szkoly nastolatki) w polaczeniu z przekletymi tradycjami calowania w reke i obiadu z rosolem i kompotem, sztywna oficjalnoscia (specyfika spotkania?)....czy ja narzekam?
(A spiewajac na Heyu "Moja i Twoja nadzieja" prawie lzy w oczach mialam, ze moge znowu uczestniczyc w czyms, w czym wyroslam, poddana moze nie do konca udanemu procesowi socjalizacji w mej ukochanej ojczyznie....)

Opuscmy jednak wspomniane miasto w wojewodztwie lodzkim, polozone nad Bzura (31 tys. mieszkancow) i przeniesmy sie do Warszawy. Ponownie, bo - mimo wszystko - warto!

A zatem owej soboty opuscilysmy Stadion Syrenki Politechniki Warszawskiej, by udac sie do muzeow. Wyladowalysmy w bardzo ciekawym, zarowno architektonicznie jak i wystawowo, Zamku Ujazdowskim.
Otoz aby sie dostac do niego wieczorem, przechodzac z przystanku autobusowego nad Trasa Lazienkowska (???tak???) trzeba przejsc przez tunel zieleni, na koncu ktorego wylania sie kosmicznie - niebiesko podswietlona fasada budynku. Sprawia wrazenie niewielkiej budowli, natomiast kiedy juz odwiedzajacy znajdzie sie w srodku, czeka na niego ciekawy labirynt roznych wystaw w roznych zakamarkach, a takze calkiem sympatyczny dziedziniec ze studnia, zapezpieczona tafla szkla (walka z pierwotnym lekiem, aby na szkle stanac - dokladnie oszukujac zmysly...jakby sie spasc mialo zaraz do srodka - sztuka?)
Ktora z wystaw najbardziej odpowiadala mi w tamtym momencie?

Za bardzo ciekawe uznalam szkice zwiedzajacych CSW i innych warszawskich galerii - takie jakies codzienne, ale nie banalne, dzieki kresce..... zarysowujacej ksztalty (czesto tylko zaznaczone - niedokonczone!) w bardzo ciekawy sposob, zartobliwie przedstawiajacy odbior poszczegolnych wystaw. Obrazki prezentowane sa w bardzo malym piwnicznym pomieszczeniu (Galeria Okna?), do ktorego trzeba sie dostac przez kawiarnie (element tajemnicy i odkrycia!)

......uzupelnienie nastapi :)

.....chmurzy sie i ciemno jest, cisza przed burza....

A ja moze jeszcze o Semperoper (http://www.semperoper.de/) Imponujaca! Ogromna. W porownaniu z Opera we Franfurcie moze nieco mniejsza - ale frankfurcka jest ewidentnie nowoczesna (w odcieniach niebieskich!!!) i z zewnatrz bardzo "lata 7ote" niestety. Dekoracjami dorownuje badz przewyzsza (ze wzgledu na rozmiar) wiedenska, brak jej jednakze autentyzmu (w moich oczach cale Drezno jest takie nieco sztuczne - wszystko odbudowane po wojennej katastrofie). W Polsce moge jedynie sprobowac porownac ja z Krakowskim Teatrem Slowackiego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Teatr_im._Juliusza_S%C5%82owackiego_w_Krakowie) - aczkolwiek nie powinnam, bo w Slowackim po prostu namacalnie czuc antycznosc budynku! (O bytomskiej operze moze zamilcze, dyplomatycznie)
Choc czy ta sztucznosc przy tym rozmachu jest tak razaca w gmachu drezdenskim???(ok, jest.)
Nie moge tych porownan dalej pociagnac zbyt dlugo, ostatnio jeszcze tylko odwiedzilam Teatr Wielki w Warszawie (ach, ten dziewietnastowieczny neoklasycyzm http://pl.wikipedia.org/wiki/Teatr_im._Juliusza_S%C5%82owackiego_w_Krakowie, z uroczymi siermieznymi dekoracjami wewnatrz!). A moze i nie powinnam ;)
Jesli chodzi o Mozarta, to ... "Uprowadzenie z Seraju" niestety mnie rozczarowalo. Znalam tylko utwor (jakkolwiek sie to profesjonalnie nazywa) koncowy i myslalam ze calosc bedzie w tym stylu. A tu okazuje sie, ze to "Singspiel" na polski jakze uroczo tlumaczy sie jako wodewil - czyli sztuka czesciowo spiewana - czesciowo mowiona. Nie porwalo mnie, choc wiadomo - Mozart to Mozart, i kilka tam zachwytow bylo :) .

Ale leje ! (tak na marginesie) Uwielbiam wichury i burze.



1 comentario: