Niech bedzie chronologicznie, czyli zaczynam od poczatku.
Wyjazd z grupa turystow do Bawarii byl wyjatkowo meczacy (spanie w autokarze w drodze tam i z powrotem), stresujacy (nie bardziej czy mniej niz zwykle...no moze troche bardziej, bo kierowcy slabo wspolpracowali) ale niezmiernie satysfakcjonujacy i udany!!!
Wystepowanie w roli pani pilot jak najbardziej mi odpowiada.
Tym lepiej, jesli przy okazji moge spotkac sie z rodzinka (uczestnikiem wycieczki byl tato rodzony moj) oraz krewnych i znajomych krolika (mama wspolniczki mojej mamy i jej syn rowniez nalezeli do mojej grupki turystow).
W Norymberdze wazne:
Cmentarz pelen roz - kamienne wiekowe nagrobki,
historia zycia Wita Stwosza zaskakujaca!
Tereny, na ktorych odbywaly sie zjazdy Rzeszy - Koloseum...jakos tak - smutnie..
W Ratyzbonie:
Improwizacja - bylam tam po raz pierwszy a oprowadzalam grupe. Miasto bardzo urocze, piekny Dunaj i kanaly, piekne mosty, piekna katedra, piekne placyki o wloskim charakterze, ciekawe legendy z odleglych czasow....
Nie mialam ani sekundy dla siebie, a tak bylo goraco!
Hotel
Byl bezapelacyjnie wspanialy. Prowadzony przez starsze malzenstwo, zawsze gotowe do pomocy i bardzo bardzo bawarskie!
Z wspanialymi wyrobami z wlasnej masarni i tabunami much, ktore towarzyszyly nam przy kazdym posilku.
Gasthof Zur Post byl kiedys stacja dla koni na trasie pocztowych dylizansow. Juz od XIX wieku znajdowala sie tam gospoda, w ktorej raz nawet zatrzymal sie krol Ludwik Szalony, w drodze z jednego zamku do drugiego :)
Wyjazd na Zugspitze
Z taka latwoscia mozna sie znalezc tam, gdzie dotarcie kosztowalo mnie swego czasu tyle trudu, w deszczu i zimmmmnie...
Nie do konca wiec odczulam realnie, ze znajduje sie na najwyzszym szczycie Alp niemieckich.
Fajne bylo wspinanie sie pod krzyz po skalach, na ktorych lezal snieg, w bardzo sliskich butach - ale szczyt zdobylam!
Gory!!!!!!!!!!!!!!
Zamki
Linderhof - uroczy park z jakze uroczym (nieco kiczowatym?) bieluchnym palacykiem i - ulewa!
Wiec troche zdjec, z tatusiem na tle z-l-o-t-e-j fontanny i bieg w deszczu!
Neuschwanstein - nareszcie!
Troche organizacyjnego stresu, bo chociaz bylismy na czas, to bylismy za pozno, ale pomijajac to - z zewnatrz imponujaca budowla, a niestety w srodku odebralam jako kicz....
Najbardziej podobala mi sie kuchnia!
Cala ta historia zycia Ludwika i to wielkie halo troche sie zrobilo dla mnie meczace, bo szczerze mowiac zabraklo mi wiedzy, a Panstwo jak to zwykle byli bardzo dociekliwi.
Ale jednak te widoki, wawoz a nad nim mostek, z ktorego zamek pieknie widac - bajka.
Dzien monachijski
Bardzo odprezajacy. Aczkolwiek na miescie byly tlumy.
W kazdym razie np. akcja FREE HUGS na Placu Mariackim (bardzo mili mezczyzni ze swiata calego, ktorzy chcieli mnie - oraz innych przechodniow ma sie rozumiec - po prostu brac w ramiona).
Bieg po schodach na wieze kosciola sw.Pawla, by miasto zobaczyc z innej perspektywy.
Spokojne saczenie kawy mrozonej.
Fontanna przy bramie Karola.
Moj stosunek do Monachium - coraz bardziej lubie to miasto. Coraz bardziej traktuje je jako "swoje".
Noc w autokarze i dworzec w Boleslawcu o 6 rano - nadzieja nowego dnia, zapowiadajacy sie upal, spiew ptakow i oczekiwania spotkania w Schirgiswalde.....
Wyjazd z grupa turystow do Bawarii byl wyjatkowo meczacy (spanie w autokarze w drodze tam i z powrotem), stresujacy (nie bardziej czy mniej niz zwykle...no moze troche bardziej, bo kierowcy slabo wspolpracowali) ale niezmiernie satysfakcjonujacy i udany!!!
Wystepowanie w roli pani pilot jak najbardziej mi odpowiada.
Tym lepiej, jesli przy okazji moge spotkac sie z rodzinka (uczestnikiem wycieczki byl tato rodzony moj) oraz krewnych i znajomych krolika (mama wspolniczki mojej mamy i jej syn rowniez nalezeli do mojej grupki turystow).
W Norymberdze wazne:
Cmentarz pelen roz - kamienne wiekowe nagrobki,
historia zycia Wita Stwosza zaskakujaca!
Tereny, na ktorych odbywaly sie zjazdy Rzeszy - Koloseum...jakos tak - smutnie..
W Ratyzbonie:
Improwizacja - bylam tam po raz pierwszy a oprowadzalam grupe. Miasto bardzo urocze, piekny Dunaj i kanaly, piekne mosty, piekna katedra, piekne placyki o wloskim charakterze, ciekawe legendy z odleglych czasow....
Nie mialam ani sekundy dla siebie, a tak bylo goraco!
Hotel
Byl bezapelacyjnie wspanialy. Prowadzony przez starsze malzenstwo, zawsze gotowe do pomocy i bardzo bardzo bawarskie!
Z wspanialymi wyrobami z wlasnej masarni i tabunami much, ktore towarzyszyly nam przy kazdym posilku.
Gasthof Zur Post byl kiedys stacja dla koni na trasie pocztowych dylizansow. Juz od XIX wieku znajdowala sie tam gospoda, w ktorej raz nawet zatrzymal sie krol Ludwik Szalony, w drodze z jednego zamku do drugiego :)
Wyjazd na Zugspitze
Z taka latwoscia mozna sie znalezc tam, gdzie dotarcie kosztowalo mnie swego czasu tyle trudu, w deszczu i zimmmmnie...
Nie do konca wiec odczulam realnie, ze znajduje sie na najwyzszym szczycie Alp niemieckich.
Fajne bylo wspinanie sie pod krzyz po skalach, na ktorych lezal snieg, w bardzo sliskich butach - ale szczyt zdobylam!
Gory!!!!!!!!!!!!!!
Zamki
Linderhof - uroczy park z jakze uroczym (nieco kiczowatym?) bieluchnym palacykiem i - ulewa!
Wiec troche zdjec, z tatusiem na tle z-l-o-t-e-j fontanny i bieg w deszczu!
Neuschwanstein - nareszcie!
Troche organizacyjnego stresu, bo chociaz bylismy na czas, to bylismy za pozno, ale pomijajac to - z zewnatrz imponujaca budowla, a niestety w srodku odebralam jako kicz....
Najbardziej podobala mi sie kuchnia!
Cala ta historia zycia Ludwika i to wielkie halo troche sie zrobilo dla mnie meczace, bo szczerze mowiac zabraklo mi wiedzy, a Panstwo jak to zwykle byli bardzo dociekliwi.
Ale jednak te widoki, wawoz a nad nim mostek, z ktorego zamek pieknie widac - bajka.
Dzien monachijski
Bardzo odprezajacy. Aczkolwiek na miescie byly tlumy.
W kazdym razie np. akcja FREE HUGS na Placu Mariackim (bardzo mili mezczyzni ze swiata calego, ktorzy chcieli mnie - oraz innych przechodniow ma sie rozumiec - po prostu brac w ramiona).
Bieg po schodach na wieze kosciola sw.Pawla, by miasto zobaczyc z innej perspektywy.
Spokojne saczenie kawy mrozonej.
Fontanna przy bramie Karola.
Moj stosunek do Monachium - coraz bardziej lubie to miasto. Coraz bardziej traktuje je jako "swoje".
Noc w autokarze i dworzec w Boleslawcu o 6 rano - nadzieja nowego dnia, zapowiadajacy sie upal, spiew ptakow i oczekiwania spotkania w Schirgiswalde.....
zbyt lakoniczne....
ResponderEliminar